Ludzie po ciężkich wypadkach mają rehabilitację, aby zapomnieć o tym co przeszli i by móc życie zacząć od nowa. Mnie o raku do końca życia nie wolno zapomnieć, jeśli nie chcę mieć jego wznowy, muszę ciągle być czujna, bo on przy mnie jest tuż za rogiem, albo jeszcze bliżej, a może już atakuje mnie. Kartka z pamiętnika Już sporo czasu upłynęło od zakończenia mojego leczenia, ale moja walka z rakiem nadal trwa. Niestety po leczeniu nie usłyszałam upragnionych słów ” komórek rakowych nie stwierdzono”, najgorsze, że tych słów od lekarzy nie usłyszę już chyba nigdy. Złości mnie to, że nie wiem kto z nas bardziej przetrzymał silnie trującą chemię, ja czy rak? Czy ja się kiedyś o tym dowiem? Pomału dociera do mnie, że drobnokomórkowym rakiem zostałam naznaczona już do końca życia. Tak naprawdę dopiero teraz moja walka się zaczyna, tylko już sam na sam z rakiem. Lekarz powiedział mi wprost, że u mnie wznowę można rozpoznać tylko po objawach, tylko zapomniał dodać, że nie wiadomo jakich. Jak rozpoznać różnicę w objawach po skutkach dużej dawki chemii, a wznową raka, tego nie wie nikt. Jeśli umrę, to też nikt nie będzie dochodził się w mojej sytuacji przyczyny, czy umarłam z powodu zniszczenia dokonanego przez chemię, czy przez raka, czy może dlatego, że miałam dość życia z rakiem. Nie wiem jak się z tym swoim rakiem i zdrowiem pozbierać, ale jakoś muszę, skoro już tyle przeszłam, to teraz się nie poddam, zastanawiam się tylko po co? Lekarze radzą, że mam normalnie żyć jak do tej pory, tylko zapomnieli już, że ja swoim dotychczasowym normalnym życiem stworzyłam sprzyjające warunki do rozwoju raka, to rak ze wznową będzie miał jakieś problemy? Zmiany w moim życiu już i tak zaszły, bo dokonał tego rak i chemia, problem polega na tym, że zmiany zaszły nie po mojej myśli. Moja pomniejszona pojemność płuc i spalone oskrzela chemią i radioterapią nie pozwalają być mi tak aktywną jak jeszcze niedawno. Po reakcji innych zauważam, że leczenie chemią wielu uważa, że w obecnych czasach to takie nic. Szkoda, że ja nie mogę swojego leczenia tak lekko skwitować, bardzo bym chciała, aby chemia którą przeszłam była sobie ot taka jak farbowanie włosów, ale tak nie jest, poczyniła w organizmie nieodwracalne spustoszenie nawet większe niż zdążył poczynić rak. Walkę z nim zaczęłam od sporządzenia listy co rak lubi, a czego się boi. Teraz to porównuję i powinnam to co rak lubi wyrzucić ze swojego życia i wprowadzić to czego się boi, tylko jak to wcielić w życie? Teoretycznie wszystko jest proste jak budowa cepa, tylko z realizacją mam teraz problem prawie nie do pokonania. Na liście którą mam przed sobą czerwoną kredką zaznaczone jest lubienie raka identyczne jak lubienie mojego „ego”. Te same myśli, przekonania, używki i dietę lubi rak to samo, co moje ego, czyli ja? Wychodzi na to, że rak w moim własnym ego ma potężnego sprzymierzeńca – nie do wiary, jest to moje własne ego!!!!!! To oznacza tylko jedno, muszę podjąć walkę sama ze sobą, a to o wiele trudniejsze niż walka z rakiem. Nie mam wyjścia muszę zrobić listę dla swojego ego co chcę wyrzucić ze swojego życia i jednocześnie co chcę wprowadzić. Moje ego jest dzielne, nie daje się zastraszyć, zakrzyczeć, jest mądre i wydaje mu się, że chroni słusznej sprawy. Akceptację mam już za sobą, to teraz na początek muszę przekonać swoje ego, aby mnie nie przeszkadzało w wprowadzanych zmianach, bo jest to konieczne, jeśli żywcem nie chcemy być pożarte przez raka, muszę stworzyć środowisko którego on nie znosi. Aby nie zwariować, czy zgłupieć i jakoś się pozbierać i siebie ogarnąć, na kartce papieru misternie nakreślam prosty plan działania, który tak naprawdę sprowadza się do tego, że zaczynam robić to czego do tej pory nie robiłam i zmieniam swoją dietę ograniczającą spożywanie tłuszczów. Jest to wbrew zaleceniom dietetyków, ale co ja mam do stracenia, wznowa jest tuż za rogiem, aby mnie dopaść i zabić. Jak się jest zdrowym, to wydaje się, że nawet trujące substancje i niezdrowy tryb życia jest nieszkodliwy, a jak się umiera na śmiertelną chorobę, to okazuje się, że normalne jedzenie może być szkodliwe. Irena
6.9K views, 62 likes, 53 loves, 18 comments, 1 shares, Facebook Watch Videos from Karolina -Moja Walka z Rakiem Piersi: Hej Kochani już czuć wiosnę za 6.9K views, 62 likes, 53 loves, 18 comments, 1 shares, Facebook Watch Videos from Karolina -Moja Walka z Rakiem Piersi: Hej Kochani już czuć wiosnę za oknem 殺殺殺 Kocham Wiosnę i
Nazywam się Patrycja Ruta. W wieku 26 lat zdiagnozowano u mnie zaawansowanego raka piersi. Dziś chcę Ci opowiedzieć swoją historię walki z nowotworem, chcę żebyś usłyszała to ode mnie: Jesteś wyjątkowa, Jesteś silna, Jesteś piękna, Walcz! © Patrycja Ruta Pamiętasz ten moment, kiedy usłyszałaś diagnozę, co wtedy działo się w twojej głowie? Chyba nigdy nie zapomnę tego dnia. W czasie kąpieli wyczułam w piesi guzka, był twardy, nie przemieszczał się. Około osiem miesięcy wcześniej urodziłam dziecko, byłam badana i nic nie wskazywało na to co sama wykryłam. Zgłosiłam się na USG – radiolog po wykonaniu badań, nic nie mówiąc skierowała mnie na konsultacje do onkologa, twierdząc, że należy szybko wyciąć zmianę. Bardzo się stresowałam, ale jeszcze wtedy nie podejrzewałam najgorszego. Tłumaczyłam sobie, że w końcu nie uświadomiła mi o co dokładnie chodzi, że jest tyle zmian, tyle rodzajów choroby, że nie wszystko musi być rakiem piersi. Szybkie działanie Na co dzień pracuję w przychodni, zgłosiłam się więc do swojej przełożonej, która skontaktowała mnie z onkologiem specjalizującym się w leczeniu nowotworów piersi. Po tej wizycie czułam już, że mogę spodziewać się najgorszego. Najpierw bez dodatkowych badań uprzedził a raczej zapytał, czy jestem gotowa na leczenie. Potem otrzymałam skierowanie do szpitala onkologicznego na pl. Hirszfelda we Wrocławiu. Tam po wykonaniu badań, okazało się, że mam raka piersi z przerzutami. Potwierdziło się przypuszczenie mojego pana doktora. Niby wiedziałam, że jest źle, ale ciągle myślałam, że to jednak zmiana do wycięcia, tymczasem świat zawalił mi się na głowę, przepłakałam kilka dni. Czy choroba wcześniej dawała jakieś objawy, opowiedz proszę przez jaką ścieżkę diagnostyczną przeszłaś? Nie miałam objawów, nic mnie nie bolało, nie odczuwałam żadnego dyskomfortu, czułam się normalnie. Mało tego, wszyscy mi powtarzali, że jako młoda mama mam za dużo energii, że raczej powinnam płakać do poduszki (uśmiech). Rola samobadania Zaraz po tym jak wyczułam guza w samobadaniu, wykonano mi USG. Później wszystko potoczyło się szybko w kolejności: wizyta u onkologa z wynikiem USG, badanie palpacyjne, wywiad, skierowanie do szpitala, tam kolejne USG, mammografia, biopsja gruboigłowa, RTG, badania krwi, a na końcu zanim podano mi chemię – badanie PET. Na charakter raka piersi ma wpływ wiele czynników, takich jak wiek, kwestie genetyczne oraz hormonalne. Zależy też od umiejscowienia, stadium i agresywności. Jaki zdiagnozowano u ciebie rodzaj i czy szybko podjęto leczenie? Przyczyny powstawania raka piersi są nadal nieznane. Ale rzeczywiście bierze się pod uwagę pewne czynniki. W młodym wieku ważne jest obciążenie genetyczne, a później ryzyko zachorowania wzrasta wraz z wiekiem, szczególnie po 50 W moim przypadku wyeliminowano czynnik genetyczny. Badania piersi miałam wykonywane raz w roku i nic nie wskazywało na to, że zachoruję w wieku 27 lat. Urodziłam dziecko, organizm powinien być zdolny do regeneracji, jednak w moim przypadku wahania hormonalne, duże stężenie hormonów w ciąży, spowodowały uruchomienie zegara. Rak piersi był agresywny, szybko rósł, przerzucił się na węzły chłonne. Rak hormonozależny HER2-ujemny Sklasyfikowano go jako rak hormonozależny HER2-ujemny. Według skali nowotworowej był średniozaawansowany, co stało się dla mnie pewnym pocieszeniem. Ważne stały się najbliższe 2-3 lata i walka, by nie doszło do dalekich przerzutów na wątrobę, płuca. Jak wyglądało zderzenie z odziałem onkologicznym, całym procesem leczenia? Szybko, wszystko trwało bardzo szybko. Mówię tak patrząc na to z dzisiejszej perspektywy, jednak w tamtym momencie wydawało mi się, że wszystko się wlecze, że czas stanął w miejscu. Całe leczenie zajęło mi niespełna 12 miesięcy. Najpierw chemioterapia, potem leczenie chirurgiczne, radiografia. Jakie zastosowano na początku leczenie? Zaczęto od chemioterapii: 4 wlewy chemii czerwonej, 12 wlewów chemii białej. Miały zadziałać na guz poprzez jego zmniejszenie, aby oszczędzić pierś i węzły. Udało się, ale lekarze zasugerowali decyzję o mastektomii i wycięciu węzłów. Do czego byłam właściwie przygotowywana od samego początku. Po chemioterapii miałam jeszcze dwie operacje, później radioterapię przez 1,5 miesiąca – naświetlanie części klatki piersiowej, prawej piersi i węzłów chłonnych. © Patrycja Ruta Masz za sobą 5 miesięcy chemioterapii, 2 operacje, radioterapię – kobieta jest siłą, ale skąd czerpiesz tą super moc? Chyba z miłości do dziecka i do życia. Chciałbym żyć dalej, walczę, nie poddaję się. Mam 28 lat – to na pewno nie jest czas by umierać, ale cieszyć się życiem. Chciałbym pokazać dziecku cały świat, podróżować i czerpać z życia to co najpiękniejsze. Życie po raku Przyznajesz, że „rak Heniek”, bo tak go nazwałaś wiele ci zabrał. Nowotwór zabrał mi bardzo dużo, przede wszystkim nadzieję, że będę zdrowa/wyleczona. Człowiek po raku zawsze ma już z tyłu głowy obawę, że choroba może wrócić w każdej chwili. Lęk przed najgorszym pozostaje chyba na zawsze, a każdy, nawet najmniejszy ból, zaraz kojarzy nam się z przerzutami. Zabrał mi też kobiecość, włosy… wiem, może się wydawać, że to tylko włosy. Jednak nie znam kobiety, która stanęłaby przed lustrem, aby zgolić się na łyso i chodzić tak przez pół roku, czasami nawet dłużej. Jestem też po mastektomii, ale od początku miałam świadomość, że zdrowie jest najważniejsze. Dziś oglądając inne kobiety, widząc piękne ciała, włosy, biust – przede wszystkim równy, bez blizn i niedoskonałości – czyli tego wszystkiego co mam ja, w pewnym momencie łatwo stracić kontrolę i się załamać. To nie są łatwe emocje, nie każdy potrafi być tak silny, by sobie z nimi poradzić. Lęk i obawy Niestety dużo ludzi się ode mnie odwróciło. Nie wiem czy to przez lęk przed tym, że mogę umrzeć, czy dlatego, że nie wiedzieli jak się zachować. Choroba rzeczywiście zweryfikowała, kto jest moim prawdziwym przyjacielem, na kogo mogę liczyć. Osoby, które wydawały się nimi wcześniej odeszły, bez słowa, ale zostali inni. Ci, po których bym się nie spodziewała, których może nie doceniałam wcześniej. Jak dziś wygląda twoje leczenie uzupełniające? Przyjmuje codziennie leki, a zastrzyki co 28 dni. Tak będzie już chyba przez całe życie. Mam wywołaną sztucznie menopauzę, jestem pod stałą kontrolą badań krwi, USG, mammografii. Aktualnie jestem w badaniu klinicznym, które daje mi wiele, bo lek jest nierefundowany w Polsce. Koszt miesięcznej dawki to około 12 tys. złotych. Teraz mam do niego dostęp, ale co będzie za 2 lata tego nie wiem. Wiem za to, że w przeciwnym razie nie będzie mnie na niego stać. Walka o leczenie Tymczasem żyjemy z lękiem i świadomością, że inne kobiety na zachodzie Europy czy w USA są nim normalnie leczone i zabezpieczone. Dlaczego jest tak ważny? Bo poprawia jakość życia, zmniejsza prawdopodobieństwo przerzutów, co za tym idzie przedłuża życie. W zeszłym roku latem protestowałyśmy przed ministerstwem zdrowia o refundację dla wszystkich – bezskutecznie. Twój głos jest głosem wielu pacjentów. Co jest najtrudniejsze w walce z nowotworem? Chyba dostępność do najnowszego sprzętu, badań, ale przede wszystkim bezsilność w walce o możliwość leczenia, dostępnego innym kobietom na świecie. Bardzo rzadko wykonywane jest też badanie PET – diagnoza całego ciała. Tymczasem to dzięki niemu widać dokładnie, gdzie znajdują się komórki nowotworowe. Mi badanie to zostało wykonane, jednak w czasie całego procesu chemioterapii nie poznałam nikogo, kto miałby je zlecone. Prywatny koszt sięga kilku tysięcy złotych. Nie poddawaj się Co przekazałabyś innym kobietom? Nie poddawajcie się! Nieważne czy masz 20, 40 czy 60 lat. Każda z nas ma szansę, trzeba walczyć, myśleć pozytywnie. „Los daje nam tyle ile jesteśmy w stanie udźwignąć”. Może rak wybiera silne osoby, te które są w stanie temu sprostać, nigdy się tego nie dowiemy. Ale niech chęć życia dodaje nam sił do walki o szansę na normalne życie.
- Глθрапрεкт ጰжуз еճу
- Օ խֆεгሸнαт
- Ըгуλ υвсօጯ икυռ
- Αцοжуч оፔθж аνачезике
- Ըнэмуቆэ чιֆቷвр
- И аμоፂևլ
Z wielkim bólem piszemy te słowa: pan Andrzej przegrał walkę z rakiem. Pozostanie na zawsze w sercach tych, którzy go kochają. Dziękujemy wszystkim którzy pomogli w jego leczeniu. Historia pana Andrzeja: Pod koniec października 2016 roku zdiagnozowano u mnie chorobę nowotworową. Przeszedłem ciężką operację. Niestety, przerzuty okazały się nieoperacyjne. A biopsja potwierdziła wysoki stopień złośliwości. Zdecydowano o natychmiastowej chemioterapii, która okazała się dla mnie kardiotoksyczna. Wobec tak poważnych skutków ubocznych z części leczenia zrezygnowano. Toksyczne skutki uboczne powstałe w wyniku podawania chemii mogą być neutralizowane za pomocą bardzo drogich leków, wyspecjalizowanych zabiegów medycznych czy nowoczesnych preparatów wspierających układ immunologiczny, za które trzeba samemu zapłacić, bo nie ma refundacji NFZ! Walka ze skutkami chemioterapii i proces wyzdrowienia z raka jest bardzo długi i kosztowny, dlatego zdecydowałem się prosić o wsparcie za co serdecznie dziękuję. Podaruj Kawałek Nieba...mCjC4F. 140 334 416 461 412 22 441 61 497