Telefon zaufania dla weteranów powstał z myślą zarówno o żołnierzach, którzy uczestniczyli w misjach zagranicznych, jak również o ich bliskich – żonach, partnerkach, rodzicach. Pomocy potrzebują przede wszystkim wojskowi, ale także często ich rodziny – mówi ekspert. Telefon zaufania dla weteranów funkcjonuje przy Klinice Psychiatrii i Stresu Bojowego w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie. „Telefon działa, i to działa całkiem dobrze, doskonale spełniając swoją rolę. 70 proc. rozmów telefonicznych kończy się konsultacją, część także przyjęciem na oddział” – powiedział PAP kierownik kliniki ppłk dr Radosław Tworus. „Interwencje podejmują bliscy żołnierzy, najczęściej żony – obecne lub byłe. Tak też się bowiem dzieje, że dzwonią byłe żony, bo nawet jeśli związek się rozpadł i rozstali się między jedną misją a drugą, to często mają wspólne zobowiązania, dzieci. Dzwonią też oczywiście sami żołnierze” – wskazał. Dr Tworus podkreśla, że telefon zaufania to wypróbowana metoda pomocy – podobne inicjatywy organizowane przez organizacje społeczne i instytucje skutecznie wspierają np. anonimowych alkoholików, osoby uzależnione od narkotyków czy mające problemy z przemocą domową. Telefon to z jednej strony pomoc dla konkretnych osób, a z drugiej cenne źródło informacji o problemach środowiska weteranów. „Zależy nam na monitoringu problemów żołnierzy – uczestników misji, także tych, którzy zdjęli już mundur” – mówi Tworus. Żołnierze po powrocie z misji zmagają się często z wieloma kłopotami. Misja jest doświadczeniem stresującym: wiąże się z dodatkowym obciążeniem obowiązkami wynikającym ze służby, realizowaniem zadań w warunkach bezpośredniego zagrożenia życia, przebywaniem w innym kulturowo środowisku, nierzadko w innym klimacie, daleko od bliskich. Jak wojskowi odreagowują negatywne emocje? Nadużywają alkoholu lub leków, sięgają po narkotyki, doświadczają wypalenia zawodowego, czasem bezrobocia, stosują przemoc wobec bliskich, nie potrafią odnaleźć się w codziennym domowym życiu – wylicza lekarz. Telefon, jak podkreśla ppłk Tworus, nie jest ośrodkiem psychoterapeutycznym ani poradnią psychologiczno–psychiatryczną na odległość. To sposób, by – co dla wielu osób ważne – anonimowo porozmawiać o problemach i możliwościach ich pokonania. Telefon zaufania dla weteranów jest ogólnodostępny. Osoby chcące uzyskać pomoc mogą kontaktować się ze specjalistami z zakresu psychiatrii i psychologii w dni robocze, od poniedziałku do piątku między godziną 17 a 20, dzwoniąc pod warszawski numer (22) 681 72 33.(PAP) Haqjoo/EPA Zamieszczone na stronach internetowych portalu materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Codziennego Serwisu Informacyjnego PAP, będącego bazą danych, którego producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Alliance Printers and Publishers na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione.
Telefon zaufania to usługa dla każdego, kto ma potrzebę rozmowy z inną osobą. Możesz zachować anonimowość, tzn. nie musisz podawać swojego imienia i nazwiska. Możesz zadzwonić do Telefonu zaufania, jeżeli masz niecierpiące zwłoki pytania lub chcesz z kimś porozmawiać na temat przemocy w związku, molestowania lub zaniedbania
Na zdjęciu: Uczestnicy dyskusji panelowej „Polska racja stanu a problem niemiecki”. Jubileusz 60-lecia Instytutu Zachodniego. Od lewej siedzą: Andrzej Olechowski, Bronisław Geremek, Adam Krzemiński, Andrzej Sakson, Władysław Bartoszewski, Adam D. Rotfeld. Fot. Instytut Zachodni w Poznaniu / Wybór zdjęcia ============================================ Niezwykle tolerancyjny musi być naród, w przeważającej mierze katolicki, wybierający prezydenta mającego żydowskich przodków, syna rabina na ministra, wnuka żołnierza Wehrmachtu na premiera, oddający w większości głos na partię kierowaną przez mniejszości narodowe. Nazywając Jana Kobylańskiego antysemitą i typem spod ciemnej gwiazdy, za najbardziej obciążający zarzut Sikorski uznał spostrzeżenie lidera południowoamerykańskiej Polonii: W Polsce muszą rządzić Polacy, to tragedia, że w polskim MSZ 80 proc. stanowisk mają Żydzi”. Ciekawe, że dostrzegł to też Bartoszewski. W lutym 2011 r. po wizycie premiera w Jerozolimie, znany z niepohamowanego gadulstwa, ogłosił: Polska to ewenement. Proszę wskazać inny kraj w Europie, w którym w ostatnim 20-leciu trzech szefów dyplomacji, Meller, Rotfeld i Geremek, było żydowskiego pochodzenia, jeden ma honorowe obywatelstwo Izraela, a obecny ma żonę Żydówkę (dziwnie zapomniał o rodowodzie swoim, swojej żony i żony prezydenta). Z kolei minister (ten od żony Żydówki) przy tej samej okazji zadekretował: Polska to kraj filosemicki. Wiemy, także od Bartoszewskiego, jak zostaje się ministrem spraw zagranicznych. Geremek telefonicznie zapytał go: Władek, mam dla ciebie propozycję na tak lub na nie. Chcesz porządzić w MSZ? Ewenementem w skali światowej jest zdominowanie przez mniejszość jednego z decydujących segmentów administracji publicznej, i to w kraju o społeczeństwie homogenicznym narodowościowo, jak żadne inne w Europie. Rzeczą złą jest dyskryminowanie kogokolwiek tylko z powodu jego pochodzenia, ale haniebną – wymuszanie dla siebie specjalnych przywilejów tylko dlatego, że się jest określonej nacji i wzajemne wspieranie się w tym w ramach solidarności etnicznej. Niezwykle tolerancyjny musi być naród, w przeważającej mierze katolicki, wybierający prezydenta mającego żydowskich przodków, syna rabina na ministra, wnuka żołnierza Wehrmachtu na premiera, oddający w większości głos na partię kierowaną przez mniejszości narodowe. W tej sytuacji Bartoszewski i Sikorski stają za granicą przed nie lada trudnym i dwuznacznym zadaniem przekonywania rozmówców, że ich oskarżenia Polaków o nacjonalizm, antysemityzm i ksenofobię oraz że w Polsce nie brak ludzi myślących tak, jak Breivik, są prawdziwe. W świecie cywilizowanym od dawna funkcjonuje zawodowy korpus urzędników, pozostających w służbie państwa, obowiązują jasne kryteria przystępowania do niego, a dyplomatami są ludzie znający swój fach. Nie z układu, ale za sprawą prezentowanych kompetencji. Nienaganna przeszłość, poczucie odrębności wobec innych narodów kształtowane przez czynniki takie, jak: język, świadomość pochodzenia, poczucie tożsamości narodowej, historia, więzy krwi, stosunek do dziedzictwa kulturowego, szczególnie ujawniające się w sytuacjach kryzysowych, gdy potrzebne jest wspólne działanie na rzecz ogólnie pojętego dobra narodu – oto podstawowe cechy, które powinny określać dyplomatę Rzeczypospolitej. Niestety, można powiedzieć, że w Polsce obowiązuje model stalinowski, gdzie ambasadorami i wysokimi rangą dyplomatami zostają ludzie, których główną rekomendacją jest znajomość z kimś ważnym, przynależność do jednej koterii, rasy. Pomaga metryka urodzenia i powiązanie z klanowym układem narodowościowym. Czasami wygląda na to, że dobrze być „wyselekcjonowanym przez Kiszczaka” lub „poleconym przez Urbana”. Szansę stworzenia po 1989 r. profesjonalnej służby dyplomatycznej zmarnowało wąskie grono ludzi związanych z Geremkiem, którzy potraktowali MSZ niemal jak łup, obsadzili w nim wszystkie ważniejsze stanowiska, dobrze przy tym chroniąc PRL i jego nomenklaturę. Jeśli się przyjrzeć bliżej sprawie Geremka, w ścisłym kierownictwie dyplomaci z klucza narodowościowego stanowili nie mniej niż 80 procent. Paradoksalnie – równocześnie jego partia oraz jego „organ prasowy” – „Gazeta Wyborcza” – twierdzili, że Polska to kraj nękany antysemityzmem bez Żydów. Że chodziło o coś zupełnie innego, niech świadczą wypowiedzi sojuszników Geremka „w rządzeniu ksenofobicznym narodem”. W wywiadzie dla ukraińskiego „Zierkało Niedieli” – Kwaśniewski rzekł: w naszym kraju nie ma zbyt licznie reprezentowanych mniejszości narodowych, tym bardziej je więc wysoko cenimy. Wtórował mu Michnik: być może rządy AWS przyniosą pożegnanie z mityczną, choć bezsensowną wiarą w państwo narodowo-katolickie rządzone przez lustratorów i dekomunizatorów. I przyniosły – w MSZ do takiego pożegnania doszło. „Dorobek kadrowy” Geremka w uwalnianiu MSZ od chorej polskiej ksenofobicznej tradycji był zaiste imponujący. Znaczna ilość nie tylko ważnych stanowisk, ale także dotyczących szeroko rozumianej polityki zagranicznej znalazły się pod kontrolą owej mniejszości: Geremek i jego ekipa w MSZ, przewodniczący komisji spraw zagranicznych Sejmu i Senatu, szef Komisji Integracji Europejskiej, doradca lidera „S” ds. zagranicznych. Jeśli dorzucimy do nich, jak go nazwał Siemiątkowski, „Mojżesza polskiej lewicy” – Kwaśniewskiego, upiorny krąg się domknął. Przedstawiciele owej mniejszości niby żartem konstatowali, że w takiej sytuacji zebranie „minianu”, tj. co najmniej 10 mężczyzn potrzebnych dla odbycia popołudniowej modlitwy żydowskiej, stało się w ścisłym kierownictwie MSZ, po raz pierwszy od 1968 r., znowu możliwe. Dzieła Geremka w MSZ dokończył Sikorski. Ludzie „korporacji Geremka” masowo pojawili się w jego otoczeniu, a on sam skutecznie „dba” o nich, chyba spłacając w ten sposób dług z kampanii wyborczej. Gabinety dyrektorskie ministerstwa wypełniły się – tak, jak za czasów Geremka – prawdziwymi weteranami grupy „wujka Bronka”. Przyglądając się polskim dyplomatom, nie sposób nie zauważyć, że najatrakcyjniejsze ambasady otrzymali w mniejszym lub większym stopniu związani z nieboszczką UW. Całą dwulicowość Sikorskiego można by streścić w nominacji Ryszarda Schnepfa na ambasadora w Waszyngtonie. Schnepf to ważna postać „lobby żydowskiego”: jego ojciec, funkcjonariusz Informacji Wojskowej, przez wiele lat stał na czele Związku Religijnego Wyznania Mojżeszowego, a sam syn w latach 90. był dyrektorem w Fundacji Shalom, kierowanej przez Gołdę Tencer i Szymona Szurmieja. Gdy przypomnimy, że od dwóch lat konsulem generalnym w Nowym Jorku jest czołowa filosemitka Ewa Juńczyk-Ziomecka, a w Los Angeles Joanna Frybes-Kozińska, można wręcz powiedzieć, że stosunki polsko-amerykańskie Sikorski zamienił w stosunki żydowsko-amerykańskie. Po 1944 r. Stalin z pełnym cynizmem powierzył władzę w Polsce etnicznym mniejszościom, umieścił kolaborujących z Sowietami Żydów na kluczowych stanowiskach w partii i administracji państwowej. Najważniejsze ministerstwa, w tym spraw zagranicznych, zostały obsadzone przez jej przedstawicieli. Był to wyrachowany zamysł socjotechniczny dla zniewolenia i podzielenia Polaków. Mniejszość poddawała się łatwej kontroli, była w opozycji do większości, spełniała wszystkie polecenia nowego okupanta. Ważne także były motywacje ideologiczne, tj. jej historyczne zauroczenie komunizmem. Stalin po wojnie przysłał do Polski tysiące takich agentów, aby w miejsce wyniszczonych polskich elit stanowili trzon nowej „polskiej” inteligencji. Najważniejsze stanowiska rządowe objęli wywodzący się z KPP ludzie narodowości żydowskiej, ci sami, którzy 17 września 1939 r. „całowali sowieckie czołgi” we Lwowie i Białymstoku. Z sowieckiego punktu widzenia byli wprost bezcenni. Nieskażeni patriotyzmem gwarantowali brak jakichkolwiek skrupułów w sprawach narodowych. Pod tym względem Sowieci się nie zawiedli. Gorliwość kolaborantów była wielka. Jakże przewrotnie w świetle powyższego brzmią żądania organizacji żydowskich pod adresem Polski – „zadośćuczynienia za krzywdy, jakich doznała ludność żydowska na skutek komunistycznych prześladowań”. Ich zdaniem mniejszość ta była obiektem brutalnej dyskryminacji z rąk komunistów-Polaków i oddana w „polską niewolę”. W 1968 r. różni „Michniki i Szlajfery” spreparowali „powracającą falę polskiego antysemityzmu” oraz exodusu resztek Żydów z ziemi polskiej, emigrację „oddanych członków partii” do Izraela. Przed „okrągłym stołem” zaczęto przedstawiać marcowych emigrantów jako wcielenie oporu antykomunistycznego, wręcz uosobienie wszelkich cnót i zasług. Trafnie ujął to J. Eisler, który przyznał, iż współczesnych polityków polskich zrobiła marcowa propaganda komunistyczna. Można zaryzykować analogię, że tak, jak Stalin w 44 r. sięgnął do Bermana i Minca, tak Jaruzelski manewr ten powtórzył z Geremkiem i Michnikiem. W 1989 r. ludzie pokolenia marca swych przedstawicieli wprowadzili do wszystkich ważnych struktur rządowych (a i antyrządowych na wszelki wypadek). Okazało się, że w suwerennej RP aby zostać ambasadorem, najlepiej być marcowym kombatantem. Gdy w dodatku pochodziło się z rodziny sowieckich agentów albo innych TW – zawrotna kariera była niemal zagwarantowana. To dlatego syn KPP-owca i stalinowskiego dyplomaty, gdy „wypomniano” mu ojca, odparował: przecież w 1968 r. mówiliśmy wam, że wrócimy! W niektórych przypadkach na dyplomatycznych stołkach siedzi już drugie, a nawet trzecie pokolenie pochodzącej od stalinowskich władców Polski tej mniejszości. Właściwie nic się nie zmieniło. Mniejszość ta jak rządziła, tak rządzi. Reprodukcji pokoleniowej i swoistemu ideologicznemu recyclingowi podlega kolejne pokolenie KPP-owców. Dzisiejsza dekomunizacja w Polsce lub raczej jej nieudane próby nie sięgają istoty problemu polskiego stalinizmu, gdzie Żydzi byli kastą rządzącą, a co najmniej znaczną jej częścią. Pociągnięcia dekomunizacyjne, które przede wszystkim powinny były objąć stalinowskich siewców komunizmu oraz ludzi pokroju Michnika, Urbana i Geremka, dotknęły jedynie szeregowych członków PZPR i zazwyczaj tylko tych, którzy walczyli o wpływy z KOR-owcami. W 1989 r. w MSZ zaroiło się od nazwisk „z notesu wujka Bronka”: Szlajfer, Meller, Minc, Reiter, Schnepf, Winid, Kranz, Ananicz, Lindenberg, Perlin. Wszyscy kolejni włodarze ministerstwa mieli bardzo dziwną predylekcję do obco brzmiących nazwisk, mimo świadomości, że nie zawsze są prawdziwe. Modelowym wręcz przykładem owych „80 procent stanowisk” jest Ryszard Schnepf – autor haniebnej nagonki na Jana Kobylańskiego, syn pochodzącego z Ukrainy żydowskiego funkcjonariusza NKWD, oficera Informacji Wojskowej, jednego z szefów społeczności żydowskiej w PRL. Innym znamiennym przykładem „udanej” wymiany elit i „recyklingu” pokoleniowego w Polsce posierpniowej, gdy dyplomacja padła łupem opcji narodowościowej związanej z nomenklaturą PRL sprzed marca 1968 r., czyli de facto tych samych, co za czasów Bieruta i Bermana elit władzy, jest Stefan Meller – potomek agenta Kominternu i oficera Informacji Wojskowej. I w jego przypadku pokoleniowa zmiana warty udała się znakomicie. Wywodzący się rodzinnie z kręgów agenturalnej, antypolskiej organizacji znalazł się w pierwszym szeregu budowniczych Rzeczypospolitej. W suwerennej RP doszło przy tym do bezprecedensowej sytuacji. Dwóch potomków stalinowskich oficerów – Cimoszewicz i Meller, zostaje, jeden po drugim, ministami SZ. W jakim innym kraju możliwa byłaby tak żelazna logika postępowania, precyzja w obsadzie kluczowego stanowiska? Oprócz „sprawdzonego patrioty” Geremka za głównego konstruktora narodowościowej polityki personalnej dyplomacji można uznać… Urbana i jego organ prasowy – tygodnik „Nie”. I to bez względu na to, kto w MSZ rządzi. Gdyby przyjrzeć się bliżej jego działalności, to można spostrzec, że niejednego dyplomatę wypromował i niejednemu karierę złamał. Swoistą „filozofię kadrową” Urbana dobrze ilustruje zamieszczony w jego szmatławcu cytat, a raczej instrukcja: „Prawdziwi zwolennicy suwerenności codziennie pokazują, że Polska, w której zechce żyć większość Polaków, suwerenna być nie może. Jej władcami byliby bowiem Rydzyk, Świtoń, Glemp, Olszewski”. Wbrew logice – duże znaczenie w sprawach kadrowych mają… żony ministrów. Pokrewieństwo z nimi procentuje znakomicie. Krzysztof Krzymowski, ambasador RP w Zjednoczonych Emiratach Arabskich jest siostrzeńcem Zofii Lewin, połowicy Bartoszewskiego. W karierze pomaga też żona stosownego pochodzenia. Raban wszczęty w związku ze zdemaskowaniem przez „Nasz Dziennik” komunistycznego kapusia, dziennikarza „Polityki”, ambasadora w Indiach Krzysztofa Mroziewicza, miał chyba zgoła inne powody. Mroziewicz aureolą dziennikarskiej sławy opromieniony został po roztropnym ożenku z Alicją Albrecht, córką Jerzego, starego KPP-owca, byłego sekretarza KC PZPR. Wiele wskazuje, że inną, ale też oryginalną i niezwykle skuteczną metodę robienia kariery obrała Regina Jurkowska (była konsul przy Schnepfie i Gugale w Urugwaju), zgłaszając się, z własnej inicjatywy, na świadka obrony w procesie wytoczonym przez Sikorskiego J. Kobylańskiemu. Jak widać – na nagrodę nie czekała długo. Jest wicedyrektorem Departamentu Współpracy z Polonią. Także nabór, a raczej selekcja młodzieży do pracy w MSZ przebiega w sposób świadczący o zamiarze szybkiego uwalniania Polski od chorej i ksenofobicznej części „populacji” (żeby użyć ulubionego słowa red. Skalskiego z „GW”). Wśród dyplomatycznego narybku mamy: wnuka szefa dystryktu loży B’nei B’rith w II RP i wnuka ostatniego w okresie międzywojennym Wielkiego Mistrza Wielkiej Loży Narodowej Polskiej. Są też byli stażyści Fundacji Sorosa i Fundacji Shalom. Nikt nie chce ich piętnować za przeszłość ojców. Ale czy w pierwszym szeregu dyplomacji suwerennej Rzeczypospolitej powinny być dzieci funkcjonariuszy KPP, ludzi wywodzących się rodzinnie z kręgów agenturalnej, antypolskiej organizacji? Jeśli ojciec był sowieckim agentem, czy syn może być polskim patriotą i przyzwoitym człowiekiem? Wydaje się to bardzo mało prawdopodobne. Jabłko od jabłoni niedaleko pada. Wszyscy wymienieni, ze Schnepfem na czele, twierdzą, że w dyplomacji znaleźli się dzięki posiadanym kwalifikacjom, talentowi lub szczęściu, a nie powiązaniom rodzinnym. Wydaje się jednak, że ich kariery i, jak w przypadku Schnepfa, funkcje społeczne i urzędy to następstwo „zapobiegliwości” Bermana, Geremka lub Kiszczaka. Także Lewica przejawiała, co nie dziwi, słabość do potomków „desantu wschodniego”. Zakompleksiona wobec USA SLD ewidentnie starała się kokietować Waszyngton poprzez przypodobanie się kręgom żydowskim. Wybraniec Rosatiego Daniel Passent w swym pożegnalnym felietonie, przed wyjazdem do Chile, napisał: ojczyzna powierza mi zaszczytny obowiązek ambasadora RP, zostaję ambasadorem wszystkich Polaków., co w jego wykonaniu zabrzmiało jak kpina, zwłaszcza, że w innym miejscu przyznał, iż jednym z powodów jego wyjazdu do Chile jest fakt, że czuje się zmęczony Polską. Urodzonemu w Kołomyi w 1941 r. w dobrych sowieckich czasach Andrzejowi Załuckiemu zawdzięczamy niezapomnianą humorystyczną i zarazem rodzajową scenkę: w doborowym towarzystwie – z jednej strony Primakowa (Jojny Finkelsteina), a z drugiej „naszego” ambasadora w Moskwie, Geremek w lutym 1998 r. ni stąd, ni zowąd, oświadczył: polskie sprawy są w polskich rękach. Ku zdumieniu otoczenia Geremek szczególnie zainteresował się losem Marka Greli, dyplomaty ściśle powiązanego z SLD, PZPR i innymi „organami” oraz Rosatim. Skąd owa troska? Sprawa wydaje się prosta: spowinowacenie etniczne i zasługi wobec narodu wybranego. Dowody? Grela był autorem decyzji rządowej z 1997 r. o przekazaniu 40 kg złota, wartości pół miliona dolarów na fundację pomocy ofiarom Holocaustu. Była to ostatnia część zdeponowanego po wojnie w skarbcach zachodnich należnego nam kruszcu, zrabowanego z NBP przez hitlerowskie Niemcy. Adam Daniel Rotfeld w ciągu kilku miesięcy swego urzędowania wypromował i rozesłał po świecie, niczym Trocki, kurierów Kominternu, kilkunastu wysokich rangą dyplomatów „etnicznego chowu”. Sam Rotfeld utrzymuje, że z powodu „niesłusznego nazwiska” i tzw. złego wyglądu kariery w dyplomacji PRL nie zrobił. Do MSZ w 1956 r. nie został przyjęty, mimo iż – jak twierdzi – był jednym z trzech, którzy zdali egzamin celująco. W znajdujących się w archiwach IPN meldunkach operacyjnych MBP (przypomnijmy, wówczas zarządzanego przez Fejgina i Różańskiego) zarzucono mu kontakty z syjonistami (m.in. ze spokrewnionym z nim ojcem obecnego ministra finansów). Tenże Rotfeld, eksponent dyplomatycznej elity RP, tak dla „Rz” wyłożył teoretyczne podwaliny teorii tworzenia elit: naród pozbawiony elit jest tłumem, motłochem, a nie społeczeństwem. Jak widać, elita MSZ została stworzona, chociaż niepolska, ale motłoch… pozostał. Czy od przedstawiciela mniejszości narodowej można oczekiwać reprezentowania i obrony polskiego interesu narodowego? Czy nie dojdzie u niego, prędzej czy później, do konfliktu identyfikacyjnego i poczucia lojalności? Ryszard Schnepf, jako minister w kancelarii premiera, szczególnie gorliwie zajmował się lobbingiem na rzecz organizacji żydowskich z USA, domagających się od Polski miliardowych odszkodowań za mienie pozostawione w Polsce. Jest także współzałożycielem i członkiem loży – B’nai B’rith, która oficjalnie za cel stawia sobie walkę o przejęcie mienia żydowskiego. Czy, jako ambasador RP, da tym roszczeniom właściwy odpór? Wobec kogo przeważy poczucie lojalności? Jacek Chodorowicz, formalnie „ambasador wszystkich Polaków” w Tel Awiwie, pierwsze urzędowe kroki skierował do Dawida Pelega dyrektora World Jewish Restitution Organization, chyba tylko po to, aby wysłuchać jego roszczeń majątkowych wobec Polski i pilnie przekazać je rządowi RP! Za swą pierwszą powinność dyplomatyczną uznał także wystąpienie o przyznanie honorowego obywatelstwa polskiego szefowi Mosadu. Tadeusz Chomicki, ambasador RP w Pekinie, z uwagi nie tylko na wzrost w MSZ zwany „Dawidkiem”, u zarania swojej dyplomatycznej kariery był dyrektorem komórki kontrolującej eksport broni. Utworzył tzw. listę negatywną, czyli wykaz państw, do których broni eksportować nie wolno. Była ona dłuższa od analogicznej ONZ i USA. Straciliśmy z tego powodu duże pieniądze, przerywając zyskowny eksport, m.in. do krajów arabskich i Birmy. Słuszne zatem wydaje się podejrzenie, że głównym jej celem było zrujnowanie branży, a prawdziwą hipoteza, iż pozostający w polskich rękach przemysł zbrojeniowy skazany został na zagładę i rugowanie z rynków, a jego produkcja zastąpiona miliardowym importem z… Izraela. Od wielu już lat Polska i Polacy są obiektem wściekłej kampanii plugawienia, inspirowanej przez międzynarodowe środowiska żydowskie. Tymczasem urzędnicy MSZ, z wyrachowania i z premedytacją, uprawiają propagandę szkodzącą wizerunkowi Polski za granicą, sprzeczną z jej interesami, a nawet jej wrogą. Wysłannik RP w Pekinie swym kretyńskim wygłupem kompromituje w oczach zagranicy kraj, z którego się wywodzi, Polskę. Czyż to nie my Polacy, a zwłaszcza sprawdzony polski patriota – Jan Kobylański – jesteśmy uprawnieni do nazwania osobnika, który stoi za nominacją Chomickich, Chodorowiczów, Schnepfów, który utożsamia się ze środowiskami antypolskimi, tytułem: antypolak i typ spod ciemnej gwiazdy? Krzysztof Górecki Autor jest pracownikiem MSZ, pisze pod pseudonimem. Felieton ukazał się pierwotnie w ogólnopolskim tygodniku „Warszawska Gazeta”. Źródło: , 9 luty 2013. =================================== =============================== ============================
telefon kontaktowy :609262597 lub mail : martin5558@wp.pl Cz, 11-03-2010 Forum: Lumpeksy i odzież używana - Brytyjski demobil Demobil - pytanie
Odpowiedzi Mogliby wezwać policje do ciebie jakbyś powiedziała,że idziesz się zabić itp. Jakbyś powiedziała,że się tniesz i masz dość życia itd. to raczej nie przyjechaliby do ciebie,chociaż nwm... Różnie bywa To zależy bo mogą zdecydować że coś ci zagraża więc to zgłoszą. Najlepiej jak potrzebujesz pogadać to nie podawaj swoich danych Jeśli nie powiesz że idziesz się zabić to nie przyjadą. Będą próbowali cię przekonać żebyś nie robiła takich rzeczy itd. Bez obaw, nie od tego oni są. Mają pocieszać i ewentualnie ratować życie a nie pilnować co kto robi. Jest to tak że gdy uznają że twoje życie jest zagrożone mogą wezwać pomoc, rzadko jest interwencja służb nie podawaj danych jeśli potrzebujesz pogadać Superaa odpowiedział(a) o 02:50 Myślę, że to ciężko określić, nie lepiej pogadać z bliskimi? Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
Utworzona przez Instytut Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego Poradnia Telefoniczna 116 123 jest ogólnopolskim telefonem zaufania mającym nieść wsparcie emocjonalne osobom dorosłym, przeżywającym kryzys osobisty. Od poniedziałku do piątku w godzinach od 14.00 do 22.00 pod numerem telefonu 116 123 dyżurować
Gdzie dzwonić w pierwszej kolejności, jeśli gry hazardowe stają się dla problemem? Czujesz, że z Twoją grą jest coś nie w porządku? Tracisz kontrolę nad sobą, grasz coraz dłużej, a Twoje długi rosną z dnia na dzień? Albo obserwujesz tego typu zachowania u bliskiej Ci osoby? Skorzystaj z telefonu zaufania – dzięki niemu szybko skontaktujesz się z fachowcem, który dokładnie wypyta o szczegóły sytuacji i podpowie Ci, co robić. Gdzie dzwonić, jeśli Ty lub bliska Ci osoba ma problem z uzależnieniem od hazardu? Czasami w trudnej sytuacji łatwiej jest zadzwonić niż umawiać się na wizytę u specjalisty czy szukać poradni uzależnień w swojej miejscowości. Telefon zaufania gwarantuje łatwość kontaktu i – co nie mniej ważne – pełną anonimowość. Dyżurują przy nim fachowcy, którzy wiedzą, jak pomóc w przypadku nadmiernej skłonności do gier hazardowych. Odpowiedzialni bukmacherzy Lista bukmacherów, u których obowiązuje regulamin odpowiedzialnej gry Dla graczy, mających problem z hazardem (np kasyno czy zakłady bukmacherskie), działa w Polsce telefon prowadzony przez Instytut Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, adresowany do wszystkich osób z uzależnieniami behawioralnymi (czyli takimi, które przejawiają się przez nadmierne zachowania, a nie przez zażywanie jakichś substancji): tel. 801 889 880 – czynny codziennie (także w weekendy) w godz. 17-22. Jak wyjaśniają specjaliści z PTP, ten telefon ma służyć wszystkim, którzy mają problem z uzależnieniami behawioralnymi ( od hazardu, zakładów bukmacherskich czy od internetu, do grupy uzależnień behawioralnych zalicza się też pracoholizm, zakupoholizm, seksoholizm czy objadanie się) oraz dla ich bliskich – rodziny, przyjaciół, znajomych, którzy zauważają problem, ale nie wiedzą, jak sobie z nim radzić. Problem z hazardem: kiedy skorzystać z telefonu zaufania? Kiedy zadzwonić? Kiedy potrzebujesz. Nie miej wyrzutów sumienia, że zawracasz komuś głowę – telefon zaufania jest po to, by porozmawiać o problemie z kompetentną osobą. Fachowiec może przecież rozwiać Twoje wątpliwości i uspokoić, że wszystko jest w porządku. A jeśli nie – podpowie, co robić dalej. Dzwoń, jeśli: granie powoduje Twoje kłopoty finansowe, zawodowe lub rodzinne, po każdej porażce musisz się „odegrać” i nie potrafisz zakończyć gry, z powodu hazardu (zakładów bukmacherskich) zapominasz o ważnych uroczystościach rodzinnych, zobowiązaniach w pracy czy o swoich dzieciach, dla zdobycia pieniędzy na grę podejmujesz zachowania naruszające prawo lub ryzykowne, gra przestała sprawiać Ci przyjemność, stała się przymusem, któremu nie jesteś w stanie się oprzeć. Koszt połączenia z telefonów stacjonarnych jest równy cenie jednego impulsu (zgodnie z taryfą operatora), dzwoniąc z telefonów komórkowych płacisz za każdą minutę (zgodnie z taryfą operatora). Możesz też zadzwonić pod inne numery, oferujące pomoc i wsparcie osobom, dla których gry hazardowe stają się problemem. 116 123 – Kryzysowy Telefon Zaufania, czynny codziennie w godz. 14-22. 22 425 98 48 – warszawska Telefoniczna Pierwsza Pomoc Psychologiczna, czynna od poniedziałku do piątku w godz. 17-20, w soboty w godz. 15-17, 22 823 65 31 – Telefon zaufania Poradni Profilaktyki i Terapii Uzależnień Monar, czynny codziennie w godz. 9-21, tu specjaliści nastawieni są głównie na innego rodzaju uzależnienia, ale hazardzistom także są w stanie pomóc. Jeśli zastanawiasz się, czy z Twoją grą jest wszystko w porządku, nie zamartwiaj się, tylko zadzwoń do specjalistów, dyżurujących przy telefonie zaufania. Oni wyjaśnią Ci, co się z Tobą dzieje i podpowiedzą, co dalej. Dzięki nim szybko zorientujesz się, że można znaleźć rozwiązanie dla sytuacji, w której się znalazłeś, że jest wyjście – wystarczy, że z niego skorzystasz. Jeśli problem dotyczy bliskiej Ci osoby – dzięki tej telefonicznej rozmowie zorientujesz się, jak możesz jej pomóc. Pamiętaj też, że uzależnienie od hazardu dotyka tylko niewielkiej grupy grających. Jeśli nie możesz przestać grać, a nie chcesz dzwonić do specjalisty (co rekomendujemy), to w pierwszej kolejności powinieneś przestać grać za własne pieniądze. Najlepiej będzie, jak przerzucisz się na darmową kasę od legalnych polskich bukmacherów internetowych. Wówczas nie odczujesz w ogóle we własnej kieszeni potencjalnej utraty pieniędzy po nietrafionym kuponie bukmacherskim online. Darmowe bonusy online znajdziecie pod tym linkiem. Pamiętajcie, że wszystkie nasze bonusy działają tylko z naszym kodem promocyjnym. Nałóg można opanować, musicie tylko pamiętać, aby nie wpłacać własnej kasy na salda depozytowe u bukmacherów.
s47q5. 407 372 180 0 477 314 351 143 262